poniedziałek, 21 lipca 2014

Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 42 Zamek Czocha, Polska

– Czy możecie nam coś więcej opowiedzieć o tych niezwykłych sprawach? – zapytał Marc.
– Wiemy, że właśnie w tych stronach Niemcy zaczęli budować coś, co nazwano Olbrzymem. Sally roześmiała się głośno. Spojrzała na Marca i Monik
z sympatią.
– Nawet nie wiecie, ile przyjemności sprawicie Tomowi, po-
zwalając mu podzielić się z wami swoją wiedzą. Mój Tom – po-
gładziła jego rękę – to pasjonat. Jego fascynacje trwają od lat
i przyznam, zachorowałam na chorobę zwaną pasją Toma
do rzeczy niezwykłych i tajemniczych. Czy uważasz kochanie,
że możemy uchylić im rąbka tajemnicy? – zażartowała.
Tom poruszył się na swoim krześle.
– Kochani, praca badacza i naukowca zaczyna nabierać
prawdziwego sensu, gdy jej efekty poznaje ktoś inny niż sam
naukowiec. Chętnie podzielę się swoją wiedzą na temat skry-
wanych i odkrywanych latami uroków i tajemnic tych stron.
Muszę jednak zastrzec, byście mieli świadomość, że za każdą
z tych historii kryją się tysiące ludzkich istnień. Strażnicy tajemnic nie dopuszczali nikogo do siebie i uśmiercali realiza-
torów swych niejednokrotnie fantastycznych koncepcji. O tej
stronie rzeczywistości w pogoni za sensacją często się zapomi-
na. A tak naprawdę najpotężniejsze umysły nie dokonałyby ni-
czego, bez tysięcy bezimiennych wykonawców tych wizji.
Wszyscy spojrzeli na Toma.
Sprawa, o której powiedział, pobudziła ich wyobraźnię. Mieli
przed oczyma znane z historii sceny poruszających się w upa-
le Afryki budowniczych piramid, tysiące darowanych bogom
mieszkańców Ameryki Południowej czy w końcu miliony za-
mkniętych w obozach Europy i Azji, zmuszonych do nadludz-
kich poświęceń ludzi.
Zadumali się.
Tom odezwał się po chwili.
– Do dziś badacze spierają się co do terminu rozpoczęcia
prac nad Olbrzymem. Niektórzy mówią o roku 1938, jednak
oficjalnie przyjmuje się, że stało się to cztery lata później.
Gdy w 1943 roku RAF zbombardował niemiecki ośrodek
badawczy, zajmujący się bronią rakietową w Peenemün-
de na wyspie Uznam, Hitler zwołał naradę w tej sprawie.
Jednak dużo wcześniej polecił przenieść produkcję broni
specjalnych pod ziemię. Opracowano bezprecedensowy program budowy kilkudziesięciu gigantycznych obiektów
we wnętrzu gór. Nad całością czuwał Albert Speer, mini-
ster do spraw uzbrojenia i przemysłu wojennego III Rzeszy
oraz główny architekt kraju.
– Czy wiesz, jaka była skala prowadzonych prac na tym
obszarze? – zapytała Monik.
– Tylko w Górach Sowich powstało siedem ogromnych
kompleksów. Także pod zamkiem w Książu, który jest jednym
z największych zabytków Europy, wydrążono dwupoziomowy
system chodników. To właśnie tam Hitler planował ulokować
swoją kwaterę, do której – jak uważają niektórzy – miały być
w podziemnym tunelu poprowadzone tory kolejowe. Prawdo-
podobnie system podziemnej kolei miał objąć również sztol-
nie znajdujące się w Górach Sowich, a całość miała zostać
skomunikowana, również pod ziemią, z położonym w pobliżu
Książa dworcem. Równocześnie Niemcy budowali podziemne
chodniki w innych rejonach Sudetów – w okolicach Kamiennej
Góry, tutaj, niedaleko zamku, na którym jesteśmy, w pobliżu
Wielisławki i w Górze Ryszarda w Bolkowie. Ogromne, ukryte
pod górami hale, były budowane w taki sposób, aby w każdej
chwili dało się zamaskować wejścia do nich. W betonowych
wartowniach czuwali strażnicy. W niektórych ośrodkach bar-
dzo szybko zaczęły funkcjonować fabryki zbrojeniowe, nato-
miast budowy innych nie udało się przed zakończeniem wojny
sfinalizować. Przeznaczenie niektórych obiektów do dziś pozo-
staje tajemnicą – odpowiedział Tom.
Marc zachęcił wszystkich do wypicia kilku łyków piwa.
Uczynili to z przyjemnością.
– To niezwykłe, co powiedziałeś – zwrócił się do Toma.
250– Najbardziej fantastyczne hipotezy mówią, że we wspo-
mnianych przeze mnie miejscach trwały prace nad cudownymi
broniami Hitlera, w tym nad startującymi pionowo spodkami.
Nie wiadomo, czy te sztolnie zostały wykorzystane do ukrycia
dóbr kultury.
– Ale skąd wiadomo, że mogło chodzić o skarby? – zapytała
Monik.
Tom odstawił pustą już szklankę na stolik.
– Akcję ukrywania dzieł sztuki rozpoczęto w 1942 roku.
Günther Grundmann, konserwator zabytków na Dolnym Ślą-
sku, rozesłał do prywatnych kolekcjonerów pismo, w którym
proponował pomoc w zabezpieczeniu ich zbiorów przed Ro-
sjanami. Z około dwustu pięćdziesięciu osób odpowiedziało
mu sto sześćdziesiąt jeden. Podstawowym zadaniem Grund-
manna było jednak zabezpieczenie dzieł sztuki pochodzących
z kościołów, muzeów i klasztorów. Skarby przechowywane były
głównie w podziemiach dolnośląskich rezydencji.
– Skoro tak, to ktoś musiał wiedzieć, gdzie mogą znajdować
się miejsca nadające się do ukrycia nie najmniejszych przed-
miotów? – zainteresował się Marc.
– W 1936 roku w III Rzeszy zarządzono inwentaryza-
cję naturalnych jaskiń. Dokumenty z inwentaryzacji prze-
prowadzonej na terenie Dolnego Śląska dziwnym trafem są
niedostępne.
– Czy jest jakiś dowód na istnienie skarbu? – zapytała
Monik.
– Z relacji świadków wynika – odpowiedział Tom
– że Grundmann przyjaźnił się z Gustavem Knauerem, wła-
ścicielem firmy spedycyjnej zajmującej się głównie przewozem
251mebli. To właśnie jemu powierzył wywiezienie dzieł sztuki
z Wrocławia. Z dokumentów wynika, że zorganizowano dwie-
ście siedem transportów. Co ciekawe, ilość wywiezionych dóbr
firma przeliczała na... metry bieżące wozu. W tym wypadku
wykazano dwa tysiące metrów. Tymczasem Polacy odnaleźli
tylko tysiąc metrów, czyli o połowę mniej. Tak więc kilome-
tra skarbów ciągle brakuje. Co roku zarówno podziemia Gór
Sowich, jak i inne zagadkowe miejsca Sudetów są odwiedza-
ne przez licznych eksploratorów. Wśród nich krążą opowieści o znajdowanych od czasu do czasu skarbach. Miejscem, o któ-
rym mówi się najwięcej, jest tak zwana Szczelina Jeleniogór-
ska. Świadkowie twierdzą, że w zamaskowanym tunelu odkry-
to gigantyczne bogactwa, a w podziemiach stały niemieckie
samochody.
– Ale historia! – nie kryła zaskoczenia Monik. – Aż mi ciar-
ki przechodzą po plecach na samą myśl. Zwłaszcza gdy siedzę
w tym zamczysku. – Rozejrzała się dookoła.
Tom popatrzył na siedzących przy stoliku. Wszyscy byli za-
dumani i wsłuchani w jego opowieść.
– Może jeszcze napijemy się piwa? – zapytał, starając się
nieco rozluźnić atmosferę.
Marc ocknął się.
– Świetny pomysł, pozwolicie, że sam pójdę, będzie szyb-
ciej. – Uśmiechnął się. – Nie chciałbym przerywać na zbyt dłu-
go tej pasjonującej relacji. Wszyscy pijemy, prawda?
Skinęli głowami.
Marc zniknął w bramie prowadzącej do baru. Po kilku mi-
nutach, wyręczając kelnera, zjawił się z powrotem. Przezornie
kupił po dwie butelki dla każdej z osób.
252– Nie będziemy sobie przerywać – wytłumaczył się, stawia-
jąc je na stoliku.
– Nie jest złe to piwko – wsparła go Sally.
Marc odłożył tacę na sąsiedni, pusty stolik. Zaczął rozlewać
piwo, zaczynając od Sally. Po chwili usiadł z powrotem na swo-
im miejscu.
– Słuchamy cię dalej – zwrócił się do Toma.
– OK, już mówię dalej. – Tom był zadowol

znajdując
tak zaangażowanych słuchaczy. – Najwięcej znaków zapytania
wiąże się z podziemnymi kompleksami drążonymi w górach
podczas drugiej wojny światowej w ramach akcji Riese. Do tej
pory nie udało się odkryć przeznaczenia tych obiektów. Aż
trudno uwierzyć, że cel tak olbrzymiej inwestycji, obejmującej
kilometry korytarzy wykuwanych dzień po dniu przez rzeszę
więźniów, pochłaniającej gigantyczne środki, do tej pory jest
nieznany.
– Myślisz, że przygotowano jakieś centrum zarządzania,
skoro miała być tutaj kwatera Hitlera? – zapytała Monik, spo-
glądając dyskretnie na Marca.
– W 1944 roku Hitler wydał rozkaz budowy dwóch pod-
ziemnych kwater. Miały one powstać w górach na Śląsku
i w Turyngii. Wspomina o tym w swoich wspomnieniach Al-
bert Speer, architekt i minister w rządzie III Rzeszy. Z zapisków
tych jednak trudno wywnioskować, czy pisząc o Śląsku, ma on
na myśli Olbrzyma. Przecież podobnych budowli jak te z Gór
Sowich na tym terenie było więcej. Speer wspomina, że nie-
które podziemne korytarze były tak szerokie, że można było
poruszać się w nich samochodem. Nie ma odpowiedzi na py-
tanie, czy wspominany obiekt, powstający przy gigantycznym
253nakładzie środków i wymagający udziału licznych specjalistów,
mógł powstawać wyłącznie jako kolejna kwatera Hitlera. Osta-
tecznie regularne systemy schronów istniały w Kętrzynie, Ber-
linie, Obersalzburgu, Monachium, w pobliżu Nauhaim i nad
Sommą. – Tom zamilkł na moment, by nabrać oddechu.




Na dziedzińcu panował przyjemny chłód.
Zimne piwo dodatkowo poprawiało wszystkim samopoczu-
cie. Tom sięgnął po szklankę ze złocistym płynem.
Od pewnego czasu Marc miał wrażenie, że ktoś przypatruje
się czwórce rozmawiających ze sobą na dziedzińcu osób, czuł
na plecach czyjś wzrok. Zaczął ostrożnie rozglądać się dookoła.
Było to trudne, gdyż z dwóch stron dziedziniec otaczały
mury mieszkalnej części zamku z licznymi oknami. W trze-
ciej części mieściła się kawiarnia, a ostatni bok kwadratowego
dziedzińca zamykał wysoki mur z podwieszonymi schodami
prowadzącymi do baszty. Baszta była miejscem, w którym tor-
turowano i uśmiercano gości zamku uznanych za niegodnych
goszczenia w wytwornych komnatach. Pozostałością po tym
szczególnym procederze były przykute do ścian łańcuchy
w najwyższym miejscu wieży, do których przymocowywano
skazańca, wieszając go nad kilkunastometrową czeluścią.
Marc był pewien, że ktoś nie spuszcza ich z oka, jednak nie
dostrzegł nikogo. Przypomniawszy sobie zdarzenie, jakie za-
szło przed chatą Kajetana, jeszcze raz nerwowo spojrzał do-
okoła. Szukał ewentualnej drogi ucieczki, gdyby historia miała
się powtórzyć.
– Jeżeli pozwolicie, dodam jeszcze kilka słów – odezwała
się Sally, przysuwając się do stolika. – Jak już powiedziałam,
Tom zaraził mnie swoją pasją. Początkowo przyglądałam się
254jego hobby z dystansem, ale z czasem, może dlatego, że wiązało
się to z ciągłymi podróżami, zaczęłam myśleć podobnie jak on.
„Wcale ci się nie dziwię” – pomyślała Monik.
– Poszukiwania rozwiązania tajemnicy skarbów III Rzeszy
zawiodły nas daleko poza pragnienie odnalezienia złota, dzieł
sztuki i innych drogocennych przedmiotów. Wiążą się one za-
równo z nimi, ale i z nieprawdopodobnymi technologiami, wy-
kraczają daleko poza granice dawnych Niemiec i Europy. Dzia-
łalność prominentnych osób tamtego okresu wiedzie w różne
strony świata i o tym również wypada wspomnieć.
Sally przełknęła kilka łyków piwa. Spoważniała. Skupiona,
kontynuowała opowieść męża.
– Kluczem do tajemnicy jest legendarne Shangri-La, zna-
ne też pod nazwą Shambala, które miało być podziemnym
miastem „bogów”, przybyłych z niebios, by przekazać miesz-
kańcom Ziemi część swojej wiedzy. Nie byli oni widać tak
zazdrośni jak bogowie olimpijscy, którzy za to samo skazali
Prometeusza na wieczną karę. Być może słyszeliście o tym,
że Adolf Hitler był związany z niemieckim, mistycznym towa-
rzystwem Thule. Jego członkowie w zasadzie niedługo po tym
jak NSDAP doszło do władzy, z inicjatywy Heinricha Himm-
lera, zajęli się organizacją ekspedycji, której celem było od-
nalezienie śladów miasta. Jedna z wypraw pod dowództwem
wysokiego oficera SS, doktora Ernsta Schaefera z Deutsches
Ahnenerbe udała się do Tybetu. Podobne ekspedycje prowa-
dzone były również na Bliskim Wschodzie oraz w Ameryce
Południowej.
– Czy to Hitler zlecił prowadzenie tych badań? – zaintere-
sował się Marc.
255– Poszukiwania były prowadzone z inicjatywy Heinricha
Himmlera. Z pewnością wiele starożytnych ksiąg nadal pozo-
staje ukrytych w górskich jaskiniach.
– Czy to możliwe? – spytała Monik.
– Wszystko wskazuje na to, że tak. Przykładem niech będzie
starożytne dzieło Vimaanika Shastra. Wiele wskazuje na to,
że zawiera ono opis budowy pozaziemskich maszyn latających.
Angielskie tłumaczenie tego tekstu pojawiło się jeszcze przed
rozpoczęciem niemieckich poszukiwań w Tybecie. Liczne opi-
sy, jakie zawiera ta księga, nadal pozostają niezrozumiałe, lecz
być może Niemcom udało się odkryć ich faktyczne znaczenie.
Wiele za tym przemawia. Całość sprawia wrażenie jakby autor,
będący naocznym świadkiem, nie do końca rozumiał to, co wi-
dział. To mniej więcej tak, jakby ktoś żyjący kilka tysięcy lat
temu próbował opisać zasadę działania samolotu.
– I opisy te wpadły w ręce Niemców? – zapytał Marc.
– Rezultatów ekspedycji nie znamy, jednak nie jest wyklu-
czone, że jeśli Shangri-La istnieje, to zostało ono odkryte przez
Niemców. Potwierdzeniem tej tezy mogą być eksperymenty,
jakie prowadzono w czasie drugiej wojny światowej na terenie
Gór Sowich, gdzie według wielu świadków niejednokrotnie
widywano tajemnicze światła i latające pojazdy o kształtach,
które zwykliśmy kojarzyć z UFO. Jeśli te doniesienia były praw-
dziwe, to Niemcom udało się wyprzedzić resztę świata o ponad
pięćdziesiąt lat.
– Z tego wynikałoby – Tom wszedł w słowo żonie – że eks-
pedycja Schaefera zakończyła się sukcesem i udało mu się zna-
leźć projekt wspominanego przez tybetańskie księgi, tajemni-
czego pojazdu zwanego vimaną. Może były i inne księgi, dzieła,
256w których znalazła się wiedza nam nieznana. Kiedy już po woj-
nie o analizę starożytnych ksiąg poproszono specjalistów z In-
dii, oświadczyli oni, że dzieła te zawierają szczegółowe plany
budowy statków kosmicznych o napędzie antygrawitacyjnym,
a także poruszają kwestie techniczne związane z podróżami
na Księżyc...
Sally wyraźnie ożywiona trąciła lekko męża:
– Odczytanie tych starożytnych dokumentów nie było
rzeczą prostą – powiedziała – zwłaszcza jeśli uwzględnimy,
że Niemcy nie mieli na to dużo czasu. Co innego jeśli otrzyma-
liby odpowiednią pomoc od samych Tybetańczyków, w końcu
stosunki na linii Berlin-Lhasa były więcej niż dobre, a buddyj-
scy mnisi niejednokrotnie odwiedzali Berlin. Ostatnia wizyta
miała mieć miejsce zaledwie pięć dni przed śmiercią Hitlera.
W czasie walk o Berlin w jednym ze schronów Rosjanie od-
kryli ciała sześciu buddyjskich mnichów. Wszystko wskazuje
na to, że mnisi ci popełnili zbiorowe samobójstwo.
– Nie słyszałem o tej historii, a przecież o śmierci Hitlera
rozpisywali się już wszyscy – powiedział zaskoczony Marc.
Tom położył rękę na ramieniu Sally. Ta zamilkła na chwilę.
– Cofnijmy się trochę w przeszłość. W latach 1938-1939
pod protektoratem Hermana Goeringa zorganizowano wypra-
wę na Antarktydę. Ekspedycja liczyła osiemdziesiąt dwie oso-
by. Większość stanowili naukowcy z różnych dziedzin, jednak
nie ma wątpliwości co do wojskowych celów wyprawy. Sfoto-
grafowano sześćset tysięcy kilometrów kwadratowych terenu,
zastanawia jednak fakt, że do dzisiaj naukowcy w swoich opra-
cowaniach zawężają ten obszar do niewiele ponad trzystu ty-
sięcy kilometrów. Co chcą w ten sposób ukryć?Na twarzy Monik wyraźnie rysowała się ciekawość.
– Musi być jakiś powód – stwierdził Marc.
– W Nowej Szwabii znajdowała się baza o kodowej nazwie
211. Nie jest wykluczone, że istniała jeszcze druga – usytuowana w głębi lądu, pod ziemią. Z zaplecza tego korzystały
zarówno niemieckie okręty korsarskie, jak i U-booty. Jak ina-
czej można by wyjaśnić możliwość operowania tych jednostek
w odległości ponad dwudziestu tysięcy kilometrów od Nie-
miec? Należy również pamiętać, że sto niemieckich U-bootów
pod koniec wojny w tajemniczy sposób zniknęło. Sporą ich
część stanowiły najnowocześniejsze okręty podwodne typu
XXI, technicznie wyprzedzające swoją epokę o kilkanaście lat.
Jakie zadania postawiono przed jednostkami U-977 i U-530?
Gdzie uzupełniały paliwo i zapasy? Co naprawdę przewoziły
pod pokładem? Podobno na pokładzie okrętu zmierzającego
do Argentyny umieszczono sześć tajemniczych, powleczonych
ołowiem skrzyń z brązu. U-530 miał swój ładunek pozostawić
na Antarktydzie. Mówi się, że na Antarktydę popłynął także
U-977.
– Ale macie wiadomości – powiedziała z podziwem Monik.
– To ogromna odległość od Niemiec.
– Myślisz, że wywiozły z Europy skarby? – spytał Marc.
– Według niektórych relacji oprócz wspomnianych skrzyń
miał tam przewieźć także urnę z prochami wodza III Rzeszy.
Tajne bazy zaopatrzeniowe były zakładane przez Niemców
u wybrzeży Argentyny, jednak przypadek Nowej Szwabii jest
o tyle ważny, że miejsce to znajdowało się daleko od szlaków
komunikacyjnych, było bardzo trudno dostępne i nie inte-
resowali się nim alianci. Nie bez znaczenia jest także fakt,
258że panujący na tym obszarze klimat sprzyja przechowywaniu
żywności oraz paliwa. Teren ten w znacznej mierze pozbawio-
ny jest pokrywy lodowej, a to ze względu na przebiegający tam
łańcuch wulkaniczny, stanowiący naturalne źródło ciepła.
Sally weszła w słowo mężowi:
– W tym kontekście interesująco przedstawia się wypo-
wiedź admirała Karla Doenitza z 1943 roku, w której podkre-
ślił, że niemiecka flota podwodna jest dumna ze zbudowania
dla wodza w innej części świata Shangri-La na lądzie, niezwy-
ciężonej fortecy. Ale pamiętajcie, że Niemcy nie tylko mieli do-
świadczenie w tworzeniu podziemnych budowli, ale posiadając
ogromną władzę, poszukiwali innych, metafizycznych doznań.
Dodatkowo wiedzieli, że ich królestwo może się kiedyś skoń-
czyć, szukali więc zaplecza dla swojej przyszłości. Zresztą, pań-
stwa położone blisko Antarktydy, mogły dostarczyć wszystkich
niezbędnych materiałów.
Tom zamilkł.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, popijając piwo.
– Wiecie co, coraz bardziej jestem przekonana, że tak
ogromne imperium wyposażone w tak rozwiniętą technikę
i ambicje swych wodzów, nie mogło zniknąć w maju 1945 roku
jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – odezwała się Mo-
nik. – Od lat powszechne podejście do historii nie uwzględnia
Niemców, przenosi uwagę na Amerykanów, Rosjan czy Anglików, a to chyba półprawda.
– Masz rację – odparł Tom. – Niemcy mieli wszystko,
a szczególnie potencjał naukowy i ogromne środki finansowe,
by uczestniczyć dalej aktywnie w losach świata. Może tylko już
w sposób mniej jawny.
– Posłuchaj Tom, nie jesteście tu pierwszy raz. – Tom przy-
taknął, milcząc. – Czy sądzisz, że tamte podziemne budowle
może ktoś dziś wykorzystywać do jakichś podobnych celów?
– zapytał Marc.
– Co masz na myśli? – zainteresował się Tom.
Marc zawahał się i spojrzał na Monik. Nie dostrzegł w jej
wzroku żadnego ostrzeżenia czy dezaprobaty. Tom wpatrywał
się w niego ufnym wzrokiem.
– Przed przyjazdem tutaj, jakiś czas temu, ktoś w rozmo-
wie ze mną powiedział, że gdzieś w Polsce może znajdować się
podziemny ośrodek, w którym politycy czy wojskowi prowa-
dzą jakąś działalność. Mój rozmówca nie potrafił tego bardziej
sprecyzować. Potraktowałem wszystko jako plotkę. W two-
jej historii przewinęło się sporo podziemnych kompleksów,
i to na całym świecie. Nie można wykluczyć, że nie pozostał
po nich wyłącznie kurz i pył. Czy masz pewność, że miejsca te
są opuszczone?
Tom zamyślił się. Spojrzał pytająco na Sally. Wzruszyła ra-
mionami. Zastanawiał się chwilę.
– Nie wiem... Jestem szczery... Popatrzcie, z jednej stro-
ny coś, co zrobili wiele lat temu Niemcy, stanowi gotową bazę
do przeróżnej działalności wojskowej. A jak wojskowej, to i po-
litycznej. Niemało jest na świecie ukrytych miejsc. Prawie cała
broń nuklearna schowana jest pod powierzchnią... – Tom za-
wiesił na chwilę głos. – Łatwo podszyć się pod turystów po to,
by zniknąć gdzieś pod ziemią. Ale z drugiej strony właśnie dlate-
go, że tylu ich tu biega, ryzyko wykrycia jest o wiele większe. Być
może z tego powodu nie szukałbym w miejscach historycznych,
które znajdują się na turystycznych szlakach. Ale, kto wie...
260Wiesz, Marc, pozwól, że rozważę twoje pytanie dokładniej. Jak
to się mówi, prześpię się z tym. Myślę, że wiem jeszcze coś. Coś,
czego nie chciałby ujawnić nikt, kto ma wpływ na te miejsca...
– Tom uśmiechnął się tajemniczo. – Ale o tym porozmawiamy
później. Jeżeli oczywiście pozwolicie. Każdy badacz też ma swoje
tajemnice. – Jego twarz zajaśniała życzliwym uśmiechem.
Marc odetchnął głęboko.
– Jesteśmy wam ogromnie wdzięczni, że zechcieliście po-
dzielić się z nami tak wielką liczbą fascynujących informacji.
Nie wiem jak tobie, Monik, ale mnie przydałby się studzący
spacer albo przynajmniej kąpiel, a najlepiej zimny prysznic.
– Z ust mi to wyjąłeś. Jakie są wasze dalsze plany? – Monik
zwróciła się do Toma i Sally.
Tom uśmiechnął się.
– Dziś czeka nas noc na łożu, którego historia jest pasjonująca. Teraz chcemy pójść jeszcze na spacer po okolicy. Jesteśmy
trochę zmęczeni, więc położymy się wcześniej. A jutro? Chcieliśmy pojechać do Książa.
Marc ucieszył się.
– Do Książa? To może wybierzemy się razem? Czy moglibyśmy wam towarzyszyć?
– Świetny pomysł! – ucieszyła się Sally. – Nie będziemy zda-
ni wyłącznie na siebie. A skoro was zaciekawiliśmy, to tym le-
piej. Proponuję, abyśmy spotkali się po śniadaniu. O dziesiątej
przed recepcją hotelową?
– Znakomicie – zgodził się Marc. Wyciągnął rękę do Sally.
– Bardzo miło było was poznać, jesteście naprawdę niezwykły-
mi ludźmi. Wasza pasja i to, jak o niej opowiadacie, są nadzwyczajne. Cieszę się na jutrzejszy wspólny dzień. Sally odpowiedziała uściskiem dłoni. Pożegnali się. Tom
i Sally poszli bramą pod basztą w kierunku parkingu.
Marc uregulował rachunek. Postanowili z Monik spędzić ten
wieczór wyłącznie ze sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf