poniedziałek, 9 marca 2015

Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 14 Zamek Hochosterwitz. Austria



Marc spędził cały dzień na zamku. Zafascynowany jego pięknem, starał się dotrzeć do każdego dostępnego zakamarka. Kilka razy natrafiał na ochroniarzy, którzy pilnowali zamkowych wnętrz, sprawdzając, jak mu się wydawało, czy nie znajdują się w nich jakieś wybuchowe niespodzianki. Nie dziwiło go to rutynowe działanie. Czas, który nastał po 11 września 2001 roku, zmuszał do szczególnej ostrożności. Świat stał się inny, mniej radosny. Przepełniony obawą, czy aby miejsce, do którego się udawano, pozostanie takim, jakie było wcześniej. Większość dnia spędził w niewielkim, ale przyjemnym ogrodzie. Nieczęsto miał czas na odpoczynek. Na ogół był bardzo zajęty, odbywał liczne podróże. Pomimo egzotyki miejsc, w jakich często przebywał, ich uroki na ogół pozostawały gdzieś poza nim. Skupiał się na pracy, zawsze obiecując sobie, że jeszcze tu wróci. Tym razem było inaczej. Miał wolny dzień, pierwszy od bardzo dawna. Starał się nie myśleć o niczym. Pozwolił sobie nawet na wyłączenie swojego telefonu komórkowego. Tę część dnia uznał za prawdziwe święto. Bez zobowiązań, bez czekania na wiadomość, bez konieczności odpowiadania na sms-y. Marc odpoczywał. Nieprzeciętny urok otoczenia zamku dopełniał nastroju błogiego odpoczynku. Spędził kilka godzin siedząc na ławce ukrytej wśród zielni ogrodu. Starał się nie myśleć o niczym. Z zamkniętymi oczami odwracał twarz do słońca. Po południu poszedł do zamkowej restauracji. Zjadł dobry, typowy austriacki obiad. Potem przespał się godzinę w swojej komnacie. Wstał i ponownie wyszedł na dziedziniec zamku. Był wypoczęty. Wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer do Monik. Jej telefon nie opowiadał. Zdziwił się. Nie zdarzyło mu się to jeszcze. Monik odzywała się zawsze. Nawet wówczas, gdy miała ważne spotkanie, na chwilę odbierała, by szepnąć: zadzwonię później. Marc postanowił się przejść w kierunku drogi schodzącej w dół. Chciał zejść na parking po resztę rzeczy, które zostawił wczoraj w samochodzie. Zadzwonił z samochodu ponownie do Monik. Telefon milczał. Poczuł niepokój. Zastanawiał się chwilę nad tą sytuacją. Starał się uspokoić. „Pewnie nic się nie dzieje” – przekonywał się w myślach. Wysiadł z auta. Wyjął torbę z bagażnika i poszedł w kierunku drogi. Mijani strażnicy uśmiechnęli się do niego. Dwóch z nich poznał. Byli tu wczoraj. Szedł powoli drogą w górę. Postanowił przyjrzeć się osławionym czternastu bramom. Znalazł się pod pierwszą z nich: Fähnrich. Na zewnętrznej stronie bramy namalowano postacie pracowników w strojach z XVI wieku trzymających flagi. Z lewej strony flaga czerwono-biała, nawiązująca do symboli państwowych, natomiast z prawej strony pracownik trzyma flagę w barwach żółto-czarnych, które są w godle rodziny Khevenhüller. Pierwsza brama ma strategiczną lokalizację: po prawej stronie znajduje się strome i niedostępne zbocze, po lewej jest masywna, kamienna ściana. Ponadto, posiada specjalne pomieszczenie na broń oraz przystosowane otwory strzelnicze. Przejazd otwierany jest do środka. Główne wrota wzmocniono stalowymi elementami oraz dużą kołatką z brązu w postaci baraniej głowy. Budowa bramy została ostatecznie ukończona w 1580 roku. Wąziutka ścieżka prowadzi do drugiej bramy, Wächter. Zwiedzający również przy tej bramie po lewej stronie zobaczy gruby mur, a podchodząc do krawędzi po prawej, spojrzy w budzącą szacunek przepaść. Nie trzeba specjalnie wytężać wzroku, aby zobaczyć wąskie otwory okienne. Z bramy, specjalnym dodatkowym wyjściem, można przejść na pobliską skalną półkę, skąd dawniej obstawę budowli zaopatrywano w kamienny tłuczeń, który służył za rodzaj pocisków, miotanych podczas oblężenia w wojska nieprzyjaciela. Ścieżka do Nau, trzeciej bramy, zbudowanej w 1578 roku jest równie wąska jak do bramy drugiej. Nazwa jej pochodzi od małych niemieckich statków, ponieważ patrząc na nią z pewnej odległości, można dostrzec podobieństwo bramy do płynącego statku na skraju otchłani. Marc przechodził przez bramy, przyglądając się im uważnie. Każda była inna, każda miała też swoją historię, swoich architektów i swój indywidualny charakter. Każda była niezwykła. Dotarł na górę. Przeszedł ostatnie kilkaset metrów, będąc pod wpływem średniowiecznej atmosfery tajemniczego zamku. Mijane bramy robiły na nim coraz większe wrażenie. Idąc wyobrażał sobie jak przez setki lat przechodzili pod nimi różni ludzie. Pozostał po nich już tylko ślad startych kamieni i niewidoczny cień rzucany na ściany niewielkich budowli. Poczuł się zmęczony. Dotarł do swojej komnaty. Umył twarz i podszedł do okna. Zastanawiał się, co dzieje się z Monik. Coraz bardziej zaniepokojony zadzwonił do jej rodziców. Rozmawiał z jej matką, od której dowiedział się, że Monik dziś w południe odleciała samolotem do Klagenfurtu. Przed odlotem rozmawiała z rodzicami, przekazała im, że świetnie się czuje i cieszy na spotkanie z nim. Potem już się nie kontaktowała.
– Może ukradziono jej telefon? – pocieszył się.
Spojrzał na zegarek. Była dwudziesta. „Wcześnie – pomyślał – zbyt wcześnie, by podnosić alarm. Muszę trochę poczekać”. Położył się na sofie, zamknął oczy.
– Odpocznę trochę – powiedział do siebie.
Zasnął. Spał długo. O wiele za długo, jak na czas, w którym był potrzebny Monik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf