poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy": Rozdział 33 Zamek Hochosterwitz. Austria



Marc postawił przed Georgiem kufel piwa. Usiadł. Zapalił papierosa.
– Wspominałem o naszych zainteresowaniach. Otóż, nasza historia zaczęła się wkrótce po tym, jak dostałem dziwny telefon. Mój rozmówca prosił mnie o zainteresowanie się tajemniczymi lądowaniami samolotów, na niewielkim, ukrytym głęboko w lasach lotnisku w północnej Polsce. Ten człowiek podejrzewał, że skrywane przed światem nocne lądowania mogą budzić podejrzenia co do ich legalności. Pojechaliśmy z Monik, by zrealizować materiał na ten temat. Miałem zamiar napisać o czymś interesującym, lecz to, co później się stało, przeszło moje oczekiwania. Nastąpił szereg dziwnych wydarzeń, które doprowadziły do opublikowania informacji, że to małe, nikomu nieznane lotnisko przyjmowało amerykańskich więźniów skazanych za terroryzm.
– Tak, słyszałem o tym. Rozpętała się niezła afera.
– Właśnie, tylko problem w tym, że w gazecie nie ja o tym napisałem.
– Nie? Chyba po to tam pojechałeś?
Marc zastanowił się chwilę.
– W momencie gdy byłem dosłownie o włos od wyjaśnienia tej historii, będąc już na terenie ośrodka, który latami szkolił szpiegów, a gdzie jak się wydawało, jest amerykańskie więzienie, ktoś unieważnił moją przepustkę i musiałem natychmiast opuścić obiekt.
– To zaskakujące. Tak jakby ktoś przejrzał twoje zamiary.
– George ściągnął brwi. – Ale poczekaj, nie widzę kontekstu dla motywów późniejszego porwania Monik.
– Rzeczywiście, w tym kontekście nie bardzo je widać. Tylo tylko...
– Tak? Wydarzyło się coś jeszcze?
– Właśnie, zdarzyło się i to mnóstwo. Wiedzeni zbiegiem okoliczności dotarliśmy w międzyczasie do zamku Wewelsburg w Niemczech, na którym podsłuchaliśmy naradę kilkunastu osób, z której jasno wynikał ich ukryty wpływ na wydarzenia zachodzące na świecie. Jak się domyśliliśmy, było to spotkanie jakiegoś tajnego porozumienia nawiązującego tradycją do słynnego zakonu założonego w czasie drugiej wojny światowej przez Goebbelsa, właśnie na tym zamku. Cel tamtego zakonu był podobny, maksimum politycznych wpływów. Wydarzenia, jakie potem zaszły, wyraźnie wskazały, że zarówno my, jak i osoby, które razem z nami zajmowały się tym tematem, miały zostać zlikwidowane. Strzelano do nas, a jedno z nas cudem uniknęło śmierci.
– Nie zajmowaliście się tym sami?
– Początkowo tak, ale później był z nami młody ksiądz z Watykanu i pewien naukowiec z Polski. Dowiedzieliśmy się, że nowy zakon, dzięki swoim wpływom, posiada prawdopodobnie jakiś podziemny ośrodek służący koniecznej w tym procesie logistyce. Właśnie poszukiwaniom tego ośrodka poświęciliśmy nasz czas.
– Brzmi to bardzo interesująco. Czy twoja wizyta tutaj ma jakiś związek z tamtymi wydarzeniami?
Marc zastanowił się chwilę.
– Pozornie nie. Chociaż, jeśli założymy, że tajne spotkania i ich konsekwencje zawsze mogą się łączyć z nieformalnym porozumieniem wpływowych osób i ważnych dla światowej polityki i gospodarki instytucji, zawsze tak może być. Można odnieść wrażenie, przynajmniej przy mojej wiedzy, że nic ważnego na świecie nie zachodzi bez wcześniejszych planów, również wówczas, gdy tajne porozumienia są reakcją na coś, co nieprzewidzianie zaistnieje. I jeszcze jedno, na zamku Czocha w Polsce, niedaleko niemieckiejgranicy, poznaliśmy dwoje amerykańskich poszukiwaczy skarbów. Mieliśmy bardzo interesującą dyskusję. Tyle tylko, że na drugi dzień nagle zniknęli. I nie dosyć, że tak się stało, to obsługa zamku jednoznacznie stwierdziła, że nigdy ich na zamku nie było.
– Jak w dobrej powieści lub filmie – uśmiechnął się George.
– Właśnie.
– No dobrze, ale co ten ostatni przykład ma do miejsca, w którym się teraz znajdujemy?
– Otóż, jak ci już wspominałem, podczas pierwszej nocy po moim przyjeździe wybrałem się na mały spacer po zamkowym dziedzińcu. Tak bez specjalnego celu. W trakcie tego spaceru zobaczyłem grupę osób popędzanych przez strażników w kierunku czternastej bramy. Właśnie w tej grupie był człowiek spotkany na zamku Czocha. Dlatego być może te dwie sprawy wiążą się ze sobą. Może Monik została uprowadzona i znajduje się gdzieś w podziemiach czternastej bramy? Wiesz, jeszcze jedno – przed przyjazdem tutaj dostałem dziwny telefon. Ktoś, kogo nie znam, przekazał mi informację, że mam nie jechać w tę podróż. Mówiąc wprost, była to groźba. George zamyślił się, pijąc piwo.
– Z tego, co wynika z twojej relacji, nie możemy wykluczyć żadnego z tych wątków. Jeżeli pozwolisz, spróbuję się włączyć w twoje poszukiwania.
– Byłbym ci ogromnie wdzięczny, gdybyś mi pomógł.
– Oczywiście, możesz na mnie liczyć. Postaram się, swoimi kanałami, dowiedzieć, jak najwięcej, a potem wspólnie coś postanowimy. OK?
– Jasne – odpowiedział Marc. – Trochę mnie pocieszyłeś swoją deklaracją. Możemy chyba wrócić do twojej opowieści. Jestem bardzo ciekawy, co dzieje się w tym dziwnym miejscu. Wspominałeś o eksperymentach prowadzonych przez ludzi będących pod obcym wpływem, o kimś, kto uciekł.
– Właśnie, chciałem ci wyjaśnić istotę tych badań, jeżeli można te niehumanitarne praktyki nazwać słowem kojarzącym się z naukowym postępem. Stanęliśmy na tym, że ostrzegłem cię, iż dalsza część mojej relacji może wzbudzić twoją bardzo negatywną reakcję.
– Jestem przygotowany na każdą, nawet najgorszą informację.
– W porządku, posłuchaj. To, o czym ci powiem, można zdefiniować jednym wyrazem: pseudonauka. Chodzi mi o prowadzenie eksperymentów z dziedzin kontrowersyjnych. Stosunek do osób zajmujących się tym procederem ze stronynaukowców jest dwojaki. Jedni uważają, że nie warto zajmować się głupstwami i ignorują pseudonaukowców, traktując ich mało poważnie. Druga grupa to zdecydowani przeciwnicy, którzy są zadeklarowanymi wrogami pseudonaukowców, uważając, że ich działalność wyrządza krzywdę nie tylko samej nauce, ale i całej ludzkości. Co do działań polityków w tej sprawie, jest to o wiele bardziej skomplikowane. Oczywiście, oficjalnie ich stosunek jest negatywny, ale już nieoficjalnie... różnie z tym bywa. W końcu prace nad bombą atomową również prowadzono w tajemnicy. Co z tego później wyniknęło, wiedzą już dziś wszyscy.
– Masz rację – odezwał się Marc. – Cel uświęca środki. Dla
uzyskania przewagi nad swoimi przeciwnikami są gotowi za-
wrzeć pakt z samym diabłem.
– Właśnie, idąc za twoją myślą, sam diabeł też się pojawia. Jego rolę widzi się w hipotezach stawianych od lat, że obce cywilizacje nie tylko od dawna są na Ziemi zadomowione, ale co więcej, że wykorzystują uprowadzonych przez siebie ludzi do swoich eksperymentów. O tym wiemy najmniej. Być może i dobrze – dodał George. – Przynajmniej spaliśmy dotychczas spokojniej. Chciałbym opowiedzieć ci o pewnych eksperymentach, które jak mogę się domyślać, prawdopodobnie prowadzone są w miejscu, w którym się znajdujemy.
– Jesteś tego pewny? – zapytał Marc.
– Nie, nie jestem i nie pytaj mnie przypadkiem, skąd o tym wiem. Być może razem uda nam się znaleźć rozwiązanie tajemnicy czternastej bramy.
– Ładnie powiedziane – uśmiechnął się Marc. – Wymyśliłeś dobry tytuł dla artykułu.
– Nieprędko by się ukazał – zaśmiał się George. – Wrócę do tematu, jeżeli pozwolisz. Jak już powiedziałem, starałem się dowiedzieć, co może być istotą prowadzonych eksperymentów i mam wrażenie, że może chodzić o badania prowadzone wcześniej na Dalekim Wschodzie przez jednego z miejscowych medyków. Jeżeli pozwolisz, nie będę się skupiał na osobach, które, jak można domniemywać, zainicjowały te ponure wydarzenia. Skupię się na ich istocie. Musisz wiedzieć, że niezwykle trudno jest dociec prawdy, a tym bardziej wskazać na ludzi, mając pewność co do ich odpowiedzialności. Czasem działalność jednego maniaka może prowadzić do tragedii.
– Na ogół ten właśnie, jak powiedziałeś, maniak, jest jak wierzchołek góry lodowej. Tylko on jest widoczny. Za takim maniakiem stoją ludzie, a nawet całe środowiska, które mają w jego działaniach swój własny interes – Marc skomentował wypowiedź Georga.
– Trudno się z tobą nie zgodzić. W przypadku tego maniaka, zapewne jak przypuszczasz, wspieranego przez kogoś o kim się nie mówi publicznie, możemy mówić o działaniach, które doprowadziły do prawdziwego horroru. Ich opis można podobno znaleźć w zaciszu archiwów pewnej akademii medycznej. Z tego co mi wiadomo, ów człowiek był jej pracownikiem, co pozwoliło mu prowadzić makabryczne eksperymenty. Był przy tym wykładowcą i, o ironio, uczył przyszłych lekarzy. Powstały wówczas urządzenia do tak zwanego biorezonansu.
– Biorezonansu? Brzmi dosyć naukowo – zdziwił się Marc.
– Tak, nazwa może wprowadzić w błąd. Biorezonans należy do tej samej grupy zagadnień co różdżkarstwo czy inne rodzaje postrzegania pozazmysłowego. Człowiek stosujący owe praktyki może wykryć coś, czego na ogół nie można dostrzec w tradycyjny sposób. Popularne jest oczywiście szukanie żył wodnych czy, w przypadku bioterapii, miejsca jakiegoś schorzenia. Tak rozumiana zdolność nazywana jest biolokacją. Nic by nie było w tym nadzwyczajnego, gdyby nie teorie i idące za nimi eksperymenty wspomnianego szaleńca. Nazwałbym je intensywną destrukcją obiektu biologicznego. George spojrzał na Marca. Ten wsłuchiwał się w jego słowa z coraz większym zaciekawieniem.
– Mów, proszę.
– Otóż, jak zapewne wiesz, do wykrywania niewidocznych źródeł wody używa się świeżo ściętej gałęzi drzewa.Mamy tutaj do czynienia z tak zwaną biolokacją. W pewnym sensie owa ścięta gałąź jest w stanie agonii – i właśnie to sprawia, że staje się znakomitym przewodnikiem dla biolokacji, bo wzmacnia jej działanie. Umierający organizm oddaje swoją energię, wzmacnia działanie... I dlatego woda zostaje odnaleziona.
Marc gwałtownie podniósł głowę.
– Przypominają mi się przykłady rytualnych zabójstw w różnych grupach etnicznych. – odezwał się Marc.
– Trafne skojarzenie. Zdolność do biolokacji zwiększa się, jeżeli obok człowieka, który ją stosuje, umiera jakieś żywe stworzenie, a jeszcze bardziej, jeżeli sam operator tej czynności, osobiście je zabija, a szczególnie, kiedy robi to intensywnie. Zespół kierowany przez wspomnianą osobę wykonał podobno szereg makabrycznych eksperymentów na zwierzętach, zwłokach ludzkich, płodach po aborcji oraz... – George spojrzał na Marca – na żywych pacjentach.
George zamilkł na chwilę.
Marc zbierał myśli.
– Nie należę do osób, które łatwo zaskoczyć, a już tym bardziej zaszokować. Jednak to co mówisz, powoduje, że cierpniami skóra.
– Mówiłem ci, że sprawa jest makabryczna.
Marc sięgnął po papierosa. Zaciągnął się głęboko.
– Jestem gotów słuchać dalej.
– W porządku. Otóż, eksperyment realizowano poprzez oddziaływanie na obie półkule mózgu operatora biolokacji polem magnetycznym. Umieszczano między induktorem pola magnetycznego a strefą skroniową operatora obiekt biologiczny, lub jego składnik, znajdujący się w stadium definitywnej śmierci. W momencie badania następowało stadium nieodwracalnych zmian, prowadzących do śmierci. Mówiąc wprost, początkowo zwierzęta, a potem ludzie musieli być umierający.
– Rozumiem, że zabijano ich podczas eksperymentu?
– Właśnie – odparł George.
– Jak to robiono? 
George ponownie spojrzał w oczy Marca.
– To równie makabryczne, jak to, co ci powiedziałem przed chwilą. Otóż, podobno stosowano... – George zawahał się – uszkodzenia mechaniczne i rożne sposoby upuszczania krwi. Zamrażanie, zatruwanie organizmu, wielokrotne oparzenia różnymi kwasami i oparzenia termiczne. Głodzenie, odwodnienie, niedotlenienie i uduszenie. Porażenie prądem elektrycznym i promieniowaniem jonizującym. Prądami wichrowymi i wysokim stężeniem chloru. O innych sposobach już nie wspomnę.
– To jakiś koszmar. To wszystko zdarzyło się naprawdę?
– zapytał przerażony Marc. Od nadmiaru szokujących informacji niemal kręciło mu się w głowie.
– Początkowo eksperymenty prowadzono, jak już wspomniałem, na zwierzętach. Ich ciała w stanie agonii były umieszczane między induktorem magnetycznym a głową operatora. Stosowany wówczas test, przeprowadzany na dwunastu operatorach, polegał na odgadywaniu figur geometrycznych na zasłoniętych kartkach. Zauważono, że większe efekty uzyskiwali ci operatorzy, którzy własnoręcznie uśmiercali zwierzęta w czasie eksperymentu. Efekt był również tym lepszy, im większa była organizacja zabijanego obiektu. Później badania przeprowadzano na zwłokach dopiero co zmarłych ludzi, w tym noworodków, które zmarły przy porodzie czy embrionów uzyskanych przy aborcji. Co było potem, już ci powiedziałem.
– Powiedz mi w takim razie – odezwał się Marc – co to ma wspólnego z urządzeniami do biorezonansu?
– Uzasadnień eksperymentatorów było wiele. Doświadczenia pomogły zbudować takie urządzenia, które w trakcie swojego oddziaływania na ludzki organizm leczą, przerywając pewne zachodzące w nim procesy. Mglista ideologia dorabiana do tej makabry niewarta jest poważnych rozważań.
– George, czy można znaleźć potwierdzenie tego o czym mówisz?
– O jakie potwierdzenie ci chodzi? Publiczne? Tajnych służb? Dla ciebie, dziennikarza, najważniejsze bywają potwierdzenia w publikacjach, nieprawdaż? – uśmiechnął się George.
– Ale skoro sobie życzysz... W pewnej książce ukazał się fragment artykułu z gazety, w której pisano, że istnieje laboratorium, gdzie odrąbuje się głowy, dusi, oblewa kwasem, parzy i topi. A wszystko po to, by uzyskać efekt promieniowania śmierci, które wzmacniane specjalnymi urządzeniami działa na mózg człowieka, zwiększając jego zdolności paranormalne. Marc zgasił papierosa, mocno wpychając go w popielniczkę.
– Chyba mam dość. Powiedz mi, co to ma wspólnego z twoją obecnością tutaj? Uważasz, że tego rodzaju eksperymenty prowadzone są w tym miejscu? W tym zamku?
George zawahał się.
– Nie wiem, pewnie gdyby tego nie podejrzewano, nie byłoby mnie tutaj. Ale nie mam takiej wiedzy. Powiedziałem ci, że być może warto rozwiązać tajemnicę czternastej bramy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf